Traf chciał, że w tym czasie byłem poza krajem i nie miałem bezpośredniego kontaktu ani z projektem ani tym bardziej z niezadowolonym klientem.
Po powrocie do Polski przygotowałem plan działania i od razu pojechałem na spotkanie w Warszawie. W budynku na tyłach Muzeum Olimpijskiego przywitały mnie spokój i cisza. Nie wiem jak to możliwe ale w biurach Esy nigdy nie czułem większego stresu. Może to właśnie dzięki panującej w nim atmosferze.
Tym razem miałem przed sobą naprawdę spore wyzwanie. Po kilku minutach oczekiwania do salki konferencyjnej wszedł Prezes. Jego mina świadczyła, że nie ma ochoty na lekką rozmowę i raczej muszę się liczyć z dość mocną reprymendą. Zresztą trudno mu się dziwić. Miesiące leciały a my nadal nie mieliśmy ani logo ani nawet zaakceptowanego kierunku jego tworzenia.
W takich sytuacjach często jedyną opcją wydaje się przejęcie inicjatywy rozmowy. W innym przypadku można zostać wdeptanym w dywan pozwalając by resztki zamieciono do niewielkiego kosza na odpadki.
– Dzień dobry.
– Nie wiem czy taki dobry.
– Panie Prezesie, widziałem projekty.
– Ja niestety też – mruknął Prezes Rusko rozsiadając się na krześle. Widać było, że nie zamierzał mnie dziś oszczędzać.
Nie czekając aż to nastąpi postanowiłem przejść do konkretów.
– Myślę, że nie ma sensu tracić na nie więcej czasu.
– O proszę, w takim razie w jednym jesteśmy zgodni
– Zapomnijmy o nich i zacznijmy pracę od nowa. Myślę, że powinniśmy jeszcze raz omówić punkty wyjścia.
– Panie Olafie – Prezes pochylił się nad stołem – pod Pana nieobecność już dwa razy omawialiśmy je z Waszymi grafikami. Nie mam czasu na kolejną dyskusję o kolorach i innych duperalach. Prawdę mówiąc nie mam już chyba czasu na Waszą agencję.
Jeśli grunt może zacząć palić się pod nogami to pod moimi pojawiło się morze rozgrzanej do czerwoności lawy.
– Kolory i inne duperele to chyba ostatni element tej układanki. Dużo ważniejsze jest jaką będzie pełnić funkcję i przede wszystkim w jaki sposób pozwoli zachować relacje pomiędzy Esą a sponsorem. Ostatni logotyp „Orange ekstraklasa” zawłaszczył sponsor. Nie ma sponsora nie ma znaku, nie ma znaku nie ma kontynuacji.
– Panie Olafie – tym razem głos Prezesa przybrał dużo ostrzejszy ton – proszę mi nie mówić czegoś o czym rozmawialiśmy już dawno temu i co było punktem wyjścia do decyzji o zmianie logotypu.
– to prawda – niezrażony próbowałem dalej – tylko że my skupiliśmy się na tym co ma na nim się znaleźć a nie jaką ma pełnić funkcje. Niech Pan zobaczy.
Otworzyłem leżący przede mną skoroszyt i chwyciłem za długopis. Szybkimi ruchami narysowałem kilka kresek.
– w naszych rozmowach zawsze poruszaliśmy się wokół nazwy Ekstraklasa. Jej czytelności oraz funkcji. Ale nigdy nie powiedzieliśmy wprost, że musi stanowić samodzielny blok.
Na kartce pojawił się koślawy prostokąt.
– Drugim niezbędnym elementem powinien być jakiś pikt, ikona. Coś, co funkcjonując samodzielnie będzie jednoznacznie kojarzyć się z Esą. Prosty symbol. Rozmawialiśmy o wsparciu w elementach narodowych, stąd „x” projektów nawiązujących do orła, flagi itp. Rozmawialiśmy też o elementach abstrakcyjnych, symbolach kształtach i plamach. No i w końcu rozmawialiśmy o piłce. Tu też powstało „x” propozycji.
Obok koślawego prostokąta pojawiło się jeszcze bardziej koślawe kółko.
– Panie Prezesie, tu chyba należy postawić sprawę jasno. Będę się upierał przy tym co mówiłem na samym początku. Nie wyważajmy otwartych drzwi. Nie silmy się na oryginalność. Postawmy na oczywiste skojarzenie czyli piłkę i skoncentrujmy się na formie jej pokazania. Tak dochodzimy do trzeciego elementu czyli sponsora.
Układankę na kartce dopełnił drugi prostokąt.
– Tak naprawdę te trzy elementy stanowią całość zagadnienia. Co najważniejsze są samodzielne i jako bryły mogą funkcjonować w różnych konfiguracjach. Proszę zobaczyć.
Tym razem narysowałem bryły w pionowym układzie. Prostokąt, kółko, prostokąt. Tuż obok narysowałem je w poziomie w tej samej kolejności.
– Kto powiedział, że musimy mieć jedną wersję logotypu. Dlaczego nie możemy mieć dwóch. Pionowej i poziomej? Budując go z samodzielnych bloków, mamy pełen komfort ich układania. Piłka, czyli pikt zostanie centralnym punktem nadbudowanym nazwą rozgrywek. Biorąc pod uwagę sponsora wpisanego w nazwę, jego pole znajdzie się albo z lewej albo u góry. W tym przypadku pole ekstraklasy zamknie znak od dołu albo z prawej. Proszę pomyśleć o czysto pragmatycznym podejściu. Bandy reklamowe, układ poziomy, rękawki pionowy itd itd. Co więcej! Jeśli zmieni się sponsor, zmienimy tylko blok z jego nazwą nie ruszając reszty. Idźmy dalej, bez sponsora znak będzie funkcjonował bez tego pola.
Zamaszystym ruchem przekreśliłem pola z lewej i u góry.
– Poza tym mamy samodzielny element np. do animacji. Przy takim układzie zawsze zadbamy o czytelność i łatwość użycia.
Skończyłem ten dość długi monolog i z wyczekiwaniem spojrzałem na Prezesa.
– Muszę przyznać, że nieźle Pan to sobie wykombinował. Nie można tak było od początku.
Pokornie spuściłem głowę
– No dobrze, przekonuje mnie Pan, co dalej?
– Jeśli tak – poczułem jak wielki kamień spada mi z serca – zaczniemy od początku. Najpierw dokładnie określimy proporcje każdego elementu i wpiszemy je w siatkę. Sprawdzimy czytelność, zachowamy pole sponsora zgodnie z jego CI. Co ważne tak ułożymy elementy aby pole sponsora nie było wpisane w znak ale stanowiło samodzielną bryłę. Dopiero po rozpisaniu tych elementów pochylimy się nad piłką i kolorystyką dla całej rodziny znaków. Pamiętajmy, że mamy rozgrywki no i firmę. Przecież, sponsor funkcjonuje tylko przy rozgrywkach.
– Ma to sens – Prezes Rusko podniósł się ze swojego krzesła – proszę działać, w przyszłym tygodniu omówimy te Pana siatki z całym zespołem.
Projekty zrealizowane w ramach Agencji Kiwigroup.