Krajobraz robił niesamowite wrażenie. Wyrastające z ziemi skalne kolumny przybierały najdziwniejsze kształty a przy odrobinie wyobraźni można było zobaczyć w nich dowolne postacie.
– zobacz, ta wygląda jak wielki słoń! A kawałek za nim wielbłąd. Tam na prawo, te wąskie iglice, to trzy smukłe kobiety a obok… grupa Indian.
– Indian? w przewodniku nie ma słowa o Indianach… – Kasia ściągnęła lejce i zamarła w sidole patrząc we wskazaną prze ze mnie stronę.
W naszym kierunku w tumanach kurzu galopowała grupa czerwonoskórych. Zbliżali się wydając wojenne okrzyki i po chwili staliśmy otoczeni przez uzbrojony po zęby oddział. Łuki, kołczany pełne strzał, barwy wojenne na twarzach nie robiły wrażenia aby mieli przyjazne zamiary
– witajcie – powiedziałem
– kim jesteście i co blade twarze robią na ziemi Navajo ? młody wojownik wysunął się na czoło potrząsając tomahawkiem.
– mam na imię Szary Wilk a to Rącza Łania – nie wiem skąd wpadły mi do głowy te imiona, może naczytałem się zbyt dużo książek – jedziemy w stronę zachodzącego słońca aż nad brzeg wielkiej wody.
Przez tłum Indian przemknął szum zdumienia. Widocznie moje słowa wzbudziły w nich zainteresowanie więc postanowiłem mówić dalej.
– przybyliśmy tu z miejsc leżących daleko na wschodzie i podróżujemy przez krainy wolnych ludzi, takich jak Wy, by poznać ich ziemię i kulturę.
Wojownik wyprostował się na koniu a twarz nabrała dumnego wyrazu.
– Navajo są wolnymi ludźmi i żadna biała twarz nie zabierze ich świętej ziemi. Od wielu wiosen walczymy o swoją krainę z generałem Gniewne Czoło i jego żołnierzami. Tu pomiędzy posągami kamiennej armii nigdy nas nie pokonają.
– mam na imię Długie Pióro – dodał.
Odwróci się do do pozostałych Indian i podniósł tomahawk. Wojownicy ucichli.
– zwiążcie im oczy. Zabierzemy ich do naszej wioski. Wódz Oko Orła będzie wiedział co z nimi zrobić.
Parę minut później podążaliśmy w nieznanym kierunku a miarowy stuk kopyt i parsknięcia koni były jedynymi dźwiękami w otaczającej ciszy. Czułem całkowitą bezradność. Nie mieliśmy najmniejszych szans na ucieczkę. A nawet jeśli to dokąd. Byliśmy w sercu Monument Valley leżącej na terytoriach plemienia Navajo. Nawet gdyby udało się uciec, złapaliby nas w kilka chwil. Pod kilku godzinach jazdy konie stanęły a nam zdjęto z twarzy opaski. Zamknąłem oczy oślepione światłem ogniska.
– Kasia – zawołałem.
– jestem tutaj – usłyszałem jej głos – Olaf co się dzieje, gdzie jesteśmy?
– w Chinley Canyon, wiosce Navajo ukrytej w samym sercu naszej krainy – powiedział mężczyzna siedzący przy ognisku – podejdźcie bliżej i usiądźcie
Indianie złożyli pledy szykując nam miejsce przy ognisku. W kręgu siedziało ok. 50 przyglądających nam się z ciekawością wojowników. Wszyscy mieli na twarzy wojenne barwy.
– wodzu Oko Orła – rozpoczął Długie Pióro – złapaliśmy te blade twarze kiedy kręciły się po dolinie kamiennych posągów. Myśleliśmy że to szpiedzy Gniewnego Czoła ale nawet on nie ma takich ślamazr, które ledwo siedzą na siodłach.
Wojownicy zaczęli się śmiać a Długie Pióro mówił dalej.
– przywieźliśmy ich tu do naszego sekretnego miasta abyś powiedział co mamy z nimi zrobić.
– White House wykuli w Chinley Canyon przodkowie po to aby strzec nas przed obcymi a nie byście ich tu sprowadzali – zagrzmiał Oko Orła – kto Ci pozwolił ich tu zabrać. Może od razu zaproś do nas Gniewne Czoło z jego bandytami.
Młody wojownik skulił się ze strachu i cofnął . Rozejrzałem się dookoła, byliśmy na dnie kanionu. Z wszystkich stron otaczały nas wysokie na kilkadziesiąt metrów kamienne ściany. Za plecami wodza zobaczyłem wnękę w skale, w której ukryte były domy Indianin. Nawet w środku dnia, stojąc na krawędzi urwiska, trudno byłoby je zobaczyć. Na początku kanionu ściany zwężały się tworząc wąskie gardło, stanowiące doskonałe miejsce do obrony wioski. Zobaczyłem w nim strażników z łukami gotowymi do strzału. Byliśmy w idealnej pułapce bez szansy wyjścia na zewnątrz. Spojrzałem na Kasię. Pomimo naszej sytuacji nie wyglądała na przerażoną. Dzielna dziewczyna. Pomyślałem.
– jutro pojedziemy do Kanionu Antylop – powiedział wódz – tam Wielki Duch powie co z nimi zrobić. Zwiążcie ich i postawcie straże, rano ruszamy.
Po południu dotarliśmy na miejsce. Ukryta pośród piaszczysty wydm szczelina w skałach, nie wyglądała okazale. Jednak wchodząc do wnętrza oniemieliśmy z wrażenia. Wdzierające się do środka promienie słońca oświetlały ściany, tworząc nierealne widowisko. Bloki piaskowca , w którym wiatr wyrzeźbił najróżniejsze kształty, błyszczały wszystkimi odcieniami brązu i pomarańczy. Przestrzeń przecinały snopy światła a wzbijający się w powietrze piasek wirował w nich wznosząc się w stronę otwartego nieba. Nawet najzdolniejszy scenograf nie wymyśliłby równie pięknej aranżacji.
– witajcie w domu Wielkiego Ducha – słowa wodza przebiły się przez wyjący na ścianach wiatr. – za chwile dowiemy się jaki los jest wam pisany.
Ścisnąłem rękę Kasi. Czyżby nasza wyprawa miała się skończyć tutaj, w zasypanym kanionie, ukrytym pośrodku piasków Arizony. Oko Orła zniknął za skalnym załomem a my usłyszeliśmy zawodzący śpiew . Głos wodza tężał by po chwili osłabnąć. Rytmiczny dźwięk przecinał pustkę kanionu aż w końcu ucichł. Gdy wódz wrócił do naszej komory na jego twarzy zauważyłem krople potu.
– możemy wracać – powiedział – Jesteście wolni, Wielki Duch kazał mi zabrać was na dno Wielkiego Kanionu Colorado i tam puścić. Długie Pióro zaprowadzi. Żegnajcie
Spojrzał zmęczonym wzrokiem i odjechał w stronę swojej wioski. Godzinę później schodziliśmy na dno kanionu. Długie Pióro prowadził nas przytulonych do skały ledwo widoczną ścieżką ukrytą wśród pionowych ścian. Przy każdym kroku groził nam upadek w czeluść. Szliśmy w milczeniu podziwiając największy kanion Ameryki Północnej. Nagle usłyszałem dźwięk kuli odłupującej kawałek skały nad moją głową.
-to ludzie Gniewnego Czoła, uciekajmy – zawołał Indianin i chwycił mnie za ramie
Poczułem jak tracę równowagę. Zacząłem machać rękami osuwając się w przepaść
– Olaf – zawołała Kasia ? Olaaaaf…
– OLAF! Wstawaj wreszcie, musimy ruszać bo nigdy nie wejdziemy na górę!
Otworzyłem zaspane oczy , nade mną rysowała się linia Wielkiego Kanionu. Poprawiłem plecak i zacząłem mozolną wspinaczkę. W myślach nadal widziałem Chinley Canyon, Monument Valley, Antelope Canyon, przepiękne miejsca w krainie Navajo…