Teraz, kiedy raz w roku patrzę jak najlepsza jedenastka kraju wznosi go do góry, wszelkie smutki i trudy odchodzą w zapomnienie.
A tych było niemało. Sam wzór okazał się etapem najprostszym. Chłopaki z PZPN dość szybko wybrali jeden z projektów i zlecili nam realizację. Czasu mieliśmy całkiem sporo. Do finału Pucharu Polski, zostało jeszcze ponad pół roku. Czy zrobienie jednego trofeum mogło zająć aż tyle czasu? Okazało się że tak! Schody zaczęły się już na pierwszym etapie. Zrobienie drewnianego modelu to niby nic trudnego, tym bardziej jeśli robi go człowiek który zajmuje się tym zawodowo. Nic bardziej mylnego. Przygotowany model w żaden sposób nie chciał przypominać projektu. Niby wszystko się zgadzało, każdy z elementów był właściwy a jednak po złożeniu, całość za grosz nie chciała wyglądać tak jak powinna. Dopiero po tygodniu szlifowań i poprawek udało się uzyskać odpowiedni kształt. I z tymże oto „kształtem” pewny, że najgorsze mamy za sobą ruszyłem w dalszą drogę.
Kolejny punkt, forma, okazał się prosty i mało skomplikowany. Tak samo jak wykonanie docelowego odlewu. Po kilku tygodniach pojechałem go odebrać. Wszedłem do zakładu a moim oczom ukazał się on! Muszę przyznać, że nigdy nie zapomnę tego wrażenia. Stojący na pełnym kawałków gipsu stole puchar wyglądał wspaniale! Co z tego, że nie był jeszcze pochromowany. Z prostej bryły biła jednocześnie taka lekkość i siła, że jedynym sensownym odruchem mogło być wydanie z siebie tylko jednego dźwięku… „Eeeech”. Po chwili napawania się widokiem podszedłem do pucharu i aż stęknąłem próbując go podnieść.
– spokojnie – powiedział szef zakładu – proszę się nie przejmować, jeszcze go nie odchudziliśmy. Teraz trzeba wyszlifować i zdjąć kilka warstw ze środka.
– będzie lżejszy?
– musi
Okazało się, że nie musiał! Mijały dni, tygodnie a stalowe monstrum wcale nie chciało zrobić się lżejsze. Tzn. robiło ale waga była wciąż zdecydowanie za duża. Czas zaczął powolutku pukać w zegarek, PPZN chciał zobaczyć swoje trofeum. Z deklaracją, iż to nie koniec odchudzania zleciłem specom od chromowania pokrycie pucharu chromem. Nikt z Was nie chciałyby zobaczyć mojej miny kiedy go odebrałem. Jeśli śmierć ma swoje oblicze to w tamtym momencie z pewnością mi go użyczyła. Na myśl, że będę musiał pokazać to „cudo” w Warszawie moje nogi ugięły się do samej ziemi. Ale jak mówią piłkarze, najgorsze to się załamać. Tłumacząc, że bryła jeszcze surowa, że waga będzie mniejsza a chrom jednolity, bez pokrywającej go obecnie siateczki pryszczy, wróciłem do Poznania. Miałem przed sobą cztery tygodnie na usunięcie niedoróbek. No i się zaczęło, nowy wykonawca, nowi ludzie i nowe nerwy. Pod koniec miesiąca, bogatszy o kilka pasemek siwych włosów, razem z resztą zespołu zawoziliśmy puchar na prezentację przed dziennikarzami. Udało się go odchudzić do wymaganej wagi, udało pochromować. Na specjalnie przygotowanym podeście prezentował się wspaniale. Ze strony dziennikarzy nie padło ani jedno zdanie krytyki. Wszyscy byli pozytywnie zaskoczeni, nowym, świeżym wyglądem trofeum.
Kiedy emocje już opadły podeszliśmy do prezesa Bońka. Miano mu przedstawić twórców jego nowej błyskotki.
– bardzo ładne – powiedział przyglądając się pucharowi.
– cieszymy się – odpowiedziałem w imieniu zespołu.
– ale… ciężki. Musicie go odchudzić.
– Panie prezesie – jęknąłem – to niemożliwe. Jeśli zaczniemy szlifować ścianki będą zbyt cienkie i pękną.
– Panie Olafie – prezes Boniek spojrzał na mnie i poklepał po ramieniu – dacie radę.
Odwrócił się i zaczął rozmowę z kimś innym zapominając i o nas i o stojącym obok pucharze.
Jak to się mówi, nie ma rzeczy niemożliwych. Dwa tygodnie później odchudzony puchar wylądował na biurku prezesa.
Projekty realizowane w ramach Agencji Kiwigroup.