Te i dziesiątki innych pytań od lat krążyły po głowie miłośników tego sportu. Po kilku nieudanych próbach coraz mniej osób wierzyło w jego odrodzenie w stolicy wielkopolski. Trudno się dziwić, wyniki, sukcesy, ludzie, to wszystko było już tylko historią. Na początku XXI wieku w zdominowanym przez Lecha Poznań mieście trudno było znaleźć przestrzeń na budowanie czegoś nowego. A jednak… rektor Poznańskiej Politechniki postanowił podjąć rękawicę. Postawił na młodych ludzi i dał im jeden cel. Mają zbudować drużynę!
Tym oto sposobem, Adam Bekier, młody prezes PP Basket trafił pod naszą strzechę. Już na pierwszym spotkaniu okazało się z jak trudnym zadaniem przyjdzie mu się zmierzyć. Jego nowy klub zaczynał z poziomu zero. Jedyne czego im na prawdę nie brakowała to emanujący z oczu zapał.
– to co robimy – zapytał mnie siadając po drugiej stronie stołu – brakuje nam praktycznie wszystkiego. Poza nazwą i zalążkami drużyny nie mamy prawie nic. Ani logo ani identyfikacji.
– to najmniejszy problem – przerwałem mu w połowie zdania – stworzenie dobrego znaku zajmie kilka tygodnia. Dużo ważniejsza jest cała reszta, np. gdzie będziemy grać.
– wstępnie mamy dogadaną Arenę ale troszkę się jej boje. To stara hala na 3500 osób. Nie jesteśmy w stanie zgromadzić tylu widzów na każdym meczu.
– to fakt. Nie ma nic gorszego niż granie przy pustych trybunach. Tym bardziej, że w Arenie parkiet jest dość daleko od nich a to potęguję poczucie pustki. Myślałem o tym i mam pewien pomysł
– jaki – zainteresował się młody Prezes
– myślę, że realnie możemy liczyć na frekwencję na poziomie 1500 – 2000 osób – powiedziałem kreśląc na kartce rzut pustej hali – to tylko połowa wszystkich krzesełek. Jedynym wyjście jest ściśniecie ludzi w jednej przestrzeni i zamkniecie pozostałych sektorów.
– ale jak to będzie wyglądać???
– to jest waśnie mój pomysł. Poza brakiem kibiców mamy też brak powierzchni reklamowej dla potencjalnych sponsorów. A skoro jej nie mamy to ją sobie zróbmy. Wydrukujemy wielkie banery reklamowe, takie sektorówki i zasłonimy nimi puste miejsca za koszami. Efekty będą trzy. Zlikwidujemy połowę miejsc, będziemy mieć miejsce dla sponsorów i wstawimy grafiki ożywiające pustą halę. Najlepiej jakiegoś koszykarza.
– no właśnie – jęknął Adam – kogo? To kolejny problem, nie mamy takiej gwiazdy która przyciągnęłaby ludzi.
– A jest ktoś na oku?
– w sumie nie. Nie mamy na to budżetu.
– nawet na jednego gracza?
– no, na jednego to może by się znalazł tylko skąd wziąć kogoś naprawdę rozpoznawalnego. Taki Joe Mc Naull byłyby idealny. Pamiętam jak grał w Śląsku Wrocław. Hala zawsze była pełna.
– Joe Mc Naull – zamyśliłem się – ciekawe co on teraz robi.
– z tego co słyszałem, przez jakiś czas miał kłopoty z plecami. Jest mężem Kasi Dydek i chyba siedzą razem w Trójmieście. Kasia zajęła się trenerką i na tym chce się skoncentrować.
– trenerką… – zamyśliłem się jeszcze bardziej – jak sądzisz, gdybyśmy znaleźli dla nie niej klub w Poznaniu, przekonałby by męża do przeprowadzki
Słysząc to Adam aż znieruchomiał. Poprawił się w fotelu przyjrzał mi uważnie
– klub w Poznaniu? – zapytał
– tak pracujemy z jednym i myślę, że mógłbym ich przekonać. Taka trenerka byłaby dla nich niezłym wzmocnieniem.
Tydzień później jechałem do Trójmiasta na spotkanie z Kasią. Po długich negocjacjach przekonałem ją do przeprowadzki z rodziną do Poznania. Klika miesięcy później widzowie w Poznańskiej Arenie mogli obejrzeć mecz otwarcia sezonu. Z wielkich banerów zasłaniających połowę krzesełek w hali uśmiechał się Joe Mc Naull, nowy zawodnik PP Basket…
W kolejnym sezonie klub pozyskał sponsora (firma PBG) i zmienił nazwę na PBG Basket
Projekt realizowany w ramach agencji Zero,2