Meksyk Zipolite

Data podróży: 05.2009

Po dwóch dniach pobytu w Polskiej bazie w Puerto Escondido, ruszyliśmy na południe aż do wioski o nazwie Zipolite. Jednak mała mieścina to podstawa i nikt mnie nie przekona, że wakacje w wypasionym kurorcie to najlepszy sposób na wypoczynek. Tutaj z dala od tłumu sprzedawców lodów i balonów na patyku czas płynie zdecydowanie wolniej. Można przejść się pustą plażą nie przepychając w tłumie leżakowiczów. Usiąść w knajpie (dodam jedynej w mieście), zamówić rybkę albo krewetki bez przekrzykiwania z sąsiednim stolikiem. A co najważniejsze odpocząć. Po akcji grypa, którą skutecznie wypędziła z Meksyku wszystkich turystów, byliśmy chyba jedynymi gośćmi. Miało to jeszcze jeden plus, lokalna konkurencja stawała na głowie aby zdobyć nasze portfele. Nieważne czy grube czy chude, ważne że jedyne w mieście!

Tak więc przebierając w ofertach noclegu i najróżniejszych atrakcji, przystąpiliśmy do uprawiania szeroko pojętego wypoczynku. Na pierwszy ogień poszło nurkowanie. Ponieważ przed nami rafy koralowe Karaibów i Australii, namówiłem Kasię na zrobienie kursu a przy okazji sam przypomniałem sobie podwodne abecadło. Oj tak, “Ocean, Tu się nurkuje!”. Kasia uzbrojona w aparat a ja w wędkę wsiedliśmy do łodzi i ruszyliśmy do małej zatoczki gdzie Cheepe zaplanował pierwsze zajęcia. Nigdy nie łapałem ryb z łodzi a co dopiero na ocenie i prawdę mówiąc nie liczyłem zbytnio na pozytywny efekt. No, może gdzieś głęboko w myślach oczami wyobraźni widziałem stukilogramowego tuńczyka bujającego się na moim haczyku. Niestety czas płynął a tuńczyki szerokim łukiem omijały nasze łowisko. Pewnie w eter głębin popłynęło hasło ?uwaga naiwniak płynie? i wszystkie ryby ze śmiechem na pyszczkach przyglądały się pląsającej w wodzie kolorowej błystce. Okazało się jednak, że nie wszystkie. Po 15 minutach poczułem szarpnięcie wędki a kilka chwil później na końcu żyłki pojawiła się wieeeelka połyskująca w słońcu ryba. Mogła mieć z 1,5 kilo ale dla mnie była to największa i najbardziej waleczna ryba świata.

Dumny z pierwszego połowu usiadłem na burcie obserwując Kasię walczącą z maską, płetwami i resztą ekwipunku.

– zamiast tak siedzieć i gapić mógłbyś mi pomóc to założyć ? usłyszałem

– nic z tego, masz kurs, ucz się

– no chodź mi pomóż, nie bądź taki ? powtórzyła błagalnie ? dlaczego to jest takie ciężkie…

Chwile później płynęliśmy przy dnie pod czujnym okiem Cheepe. Unoszeni przez przybrzeżny prąd podziwialiśmy podwodne krajobrazy i kolorowe rybki przemykające pomiędzy skałami. Chociaż pacyficzne wybrzeże Meksyku nie ma warunków porównywalnych z Karaibami, nurkowanie było niesamowitą przygodą. Patrząc na otwartą przestrzeń, gdzieś przez skórę czułem ogrom otaczającego nas oceanu. Widziałem tysiące mil ciągnących się aż do wybrzeży Azji. Podwodne góry i rowy wcinające kilometrami w głąb morskiego dna. Może to tylko kwestia wyobraźni ale patrząc na otaczający ze wszystkich stron błękit moje myśli płynęły daleko, daleko przed siebie, tam gdzie fale rozbijają się o tajemnicze brzegi odległych i niezbadanych krain.

Po powrocie do bazy czekał na nas kolejny nudny wieczór. Stolik na piaszczystej plaży, świece, krewetki, ryby, meksykański alkohol i szum oceanu.

 

Dzienniki Podróży 2009

 

Może Cię także zainteresować

pozostale

Lista…

pozostale

Porozmawiajmy.com