Peru / Boliwia

Data podróży: 10.2001

Czy można chcieć coś zjeść a jednak zjeść tego nie można? Na to dość zawiłe pytanie istnieje dużo mniej zawiła odpowiedź. Okazuje się, że poza apetytem mamy coś takiego jak wyrzuty sumienia. Ba! Nawet jeśli nie mamy ich my, są koledzy którzy szybko pomogą nam je zdobyć.

 

Plan wyjazdu do Ameryki Płd. Był bardzo prosty. 5ciu młodych mężczyzn, dwa kraje i trzy tygodnie podroży. To nie miało prawa się nie udać! Poza wyjątkową atmosferą, pełną jakże swojskich rozmów i przytyków, czas upływał nam na odkrywaniu niezwykłych uroków tej odległej krainy. Jednym z owych uroków była kuchnia. Nie da się ukryć, że w dużym stopniu odbiegała ona od znanych w kraju smaków przecież jak to się mówi, celem każdej podróży jest odkrywanie! Poznawanie nowego! Rzucenie w wir kulinarnych przygód i nieznanych dotąd rozkoszy!

 

 

W tym całym odkrywaniu prym wiódł Misiu, który nie odmawiał sobie coraz to bardziej wyszukanych potraw. I tak los pchnął nas do Aquas Calientes, niewielkiej mieściny u stóp Machu Picchu. Zmęczeni trzydniowym trekkingiem i podłym jedzeniem na trasie, niczym wygłodniałe wilki rzuciliśmy się do najbliższej restauracji. Tam złapaliśmy za karty i zaczęliśmy zamawiać dania. Jako ostatni odezwał się Misiu.

– Mam pytanie, co to jest „cuy”.

– „cuy” to „cuy”, bardzo dobre – odpowiedział z uśmiechem kelner.

– Nie wątpię, że dobre, ale co?

– Czekaj – powiedział Gryzli sięgając do podręcznego słowniczka – C… Cu… Cuy… Mam! Świnka morska!

– Świnka – powtórzył Misiu. Zrobił jedną ze swoich najłagodniejszych na świecie min i spojrzał na kelnera – poproszę.

– No co ty! – Buciej aż podskoczył ze zdziwienia – zjesz świnkę morską?

– No zjem, skoro jest w karcie, dlaczego miałbym nie spróbować?

– Może dlatego, że jest to małe, biedne, domowe zwierzątko – wtrącił Kończak.

– I do tego niczemu nie winne – dodał Gryzli.

– Pewnie miało swoje normalne, małe świnkowe dzieciństwo.

Dołożyłem kolejną cegiełkę do opowieści, która nagle zaczęła żyć swoim własnym życiem. Każdy z nas, patrząc pełnymi wyrzutu oczami, dodawał cześć historii peruwiańskiej świnki.

– Miała na imię „Lusia”.

– Miała swoją przyjaciółkę i opiekunkę. Peruwiańską dziewczynkę mieszkającą w biednym domu na skraju miasta.

– Dziewczynka każdą wolną chwilę spędzała z Lusią opowiadając co spotkało ją w szkole albo na podwórku.

– Przed snem przytulały się do siebie obiecując dozgonną miłość.

– Pewnego dnia dziewczynka po powrocie ze szkoły nie mogła nigdzie znaleźć swojej małej przyjaciółki.

– Pobiegła do taty, który z bólem serca powiedział jej prawdę. Stracił pracę, nie mieli pieniędzy, nie mieli co jeść. Sprzedali już prawie wszystko. Kucharz z restauracji zaproponował, że kupi od nich Lusię. Ojciec długo się wahał ale w końcu z bólem serca podjął decyzję. Kiedy dziewczynka wyszła do szkoły zawiózł bogu ducha winne zwierzątko.

– Przed wyjściem z domu mała Lusia ostatni raz spojrzała na łóżko w którym co wieczór zasypała w objęciach swojej przyjaciółki.

 

W tym momencie na stół wjechały nasze posiłki. Wszyscy rzucili się na jedzenie. Z wyjątkiem Misia, który z oczami pełnymi wyrzutów patrzył na stojący przed nim talerz. Na jego środku, pośród kolorowych warzyw, siedziała sobie świeżo upieczona Lusia. Co gorsza podali ją w całości razem z pyszczkiem, ząbkami i wpatrującymi się w Misia oczętami. Biedny Misiu… złapał za widelec wbił go w udko świnki i zrobił pierwszy kęs. W tym momencie Kończak odstawił szklankę z piwem.

 

– Czy mówiłem Wam, że Lusia miała młodszą siostrzyczkę, którą…

Nie udało mu się skończyć zdania. Oaza spokoju jaką zwykle był Misiu trzasnęła widelcem o stół.

– Przepraszam, czy może mi Pan podać wodę? I proszę podać zabrać talerze, już się najadłem…

 

Może Cię także zainteresować

pozostale

Lista…

pozostale

Porozmawiajmy.com